Friday 24 February 2017

Smile, you are in Sharjah!

Sharjah – emirat, w którym mieszkałam przez prawie dwa lata i który jest zdecydowanie bliżej mojego serca niż Dubai. Leży on pomiędzy Dubajem a Ajman i cieszy się mianem stolicy korków. Arabska nazwa różni się od angielskiej i jest to ash-Shariqa. Sheikhiem dla tego emiratu jest Sultan bin Muhammad Al-Qasimi, którego portrety również cieszą oko w większości sklepów.

Sharjah zdecydowanie różni się od Dubaju i to pod wieloma względami. Jest bardziej restrykcyjna pod względem religijnym i prawnym. Więcej jest inspekcji w firmach, zdarzają się inspekcje mieszkań, czy aby nikt na pewno nie mieszka razem bez ślubu. Na próżno szukać tu barów serwujących alkohol – nawet przewożenie alkoholu przez ten emirat jest surowo zabronione. Nie znajdziemy tutaj żadnych zapierających dech w piersiach budowli – Sharjah zdecydowanie stawia bardziej na kulturę, dlatego tak dużo jest tutaj muzeów. Jest tu zdecydowanie „biedniej” niż w Dubaju – ceny wynajmu mieszkań są niższe, znacznie więcej jest miejsc, gdzie mieszkają ci biedniejsi.

Sharjah ma przepiękny corniche (Al Khan area), z plażą gdzie można podjechać samochodem aż pod sam brzeg zatoki. Mieszkając 10 minut samochodem właśnie od tego miejsca, często późnym wieczorem braliśmy ze sobą jedzenie i jechaliśmy tam tylko i wyłącznie żeby zjeść patrząc na czarną wodę, gwiazdy i nacieszyć uszy szumem fal i dać im odpocząć od zgiełku miasta.

Co warto zobaczyć?

Przyjeżdżając z Dubaju do Sharjah autobusem lądujemy na głównej stacji autobusowej zaraz przy Buhairah corniche.

Gold souk – dwa pasaże – w jednym są ubrania, a w drugim biżuteria. Na przeciwko jest piękny meczet King Faisal, na który również warto zwrócić uwagę.

Muzea – Sharjah Museum of Islamic Civilazation, Sharjah Heritage Museum, Al Mahatta Museum (co ciekawe nie byłam w żadnym z nich, bo człowiek mieszkający w danym mieście myśli, że jeszcze przyjdzie taki weekend kiedy się tam wybierze – aż w końcu się wyprowadza)

A ponadto Sharjah Aquarium, Al Montazah (park wodny) i wiele innych atrakcji.

Teraz mieszkając w Dubaju brakuje mi Sharjah, pomimo tego, że było tam zdecydowanie więcej śmieci na ulicach, miejsca parkingowego koło naszego bloku szukało się czasami zbyt długo, a korki nieustannie wykańczały, ale na otarcie łez była też mała budka obok opuszczonej stacji benzynowej z najlepszą parathą na świecie, restauracja serwująca najlepsze chicken biryani tuż pod nosem i meczet, z którego głośników wydobywał się najpiękniejszy azan (wezwanie na modlitwę).

Smile, you are in Sharjah!




No comments:

Post a Comment